wtorek, 2 kwietnia 2013

W życiu piękne są tylko chwile


Nasze życie to nieustający bieg za czymś - praca, pieniądze, zakupy, rachunki, dzieci, dom...
Nierzadko wpędzamy się w sita monotonii, a dzień za dniem mija niespodziewanie, sekunda po sekundzie. Czasem nawet nie ma czasu zastanowić się nad samym sobą i uporządkować myśli w głowie.
Na szczęście, zdarza się takie oderwanie od rzeczywistości, chwile, które dają nam poczucie szczęścia  jednocześnie wprawiając nas w stan szoku.
Każdy z nas, kiedy był dzieckiem, zapewne miał jakieś wyobrażenia siebie w dorosłej rzeczywistości. Ja przynajmniej miałem :)
Miałem kilka marzeń, które następnie zamieniły się w cele do osiągnięcia, aby być w pełni szczęśliwym. Jednym z takich marzeń był ślub, taki prawdziwy, na jakich bywałem wcześniej, pełen uczucia miłości; z osoba, która znaczy coś więcej, niż moje "Ja" i mój świat. Pragnąłem nadejścia czasów, kiedy będę mógł spojrzeć jak wygląda moje dziecko i kiedy będę mógł dzielić radości i smutki z rodzina, która powstała z naszej wzajemnej miłości. Od zawsze chciałem tez zaistnieć, ale w pozytywnym znaczeniu. Osiągnąć coś w życiu, dojść do czegoś, po prostu nie żyć tylko po to, żeby żyć.
Dlaczego chwile? Ponieważ chwile pozostawiają po sobie coś, czego nikt nigdy nam nie zabierze - pozostawiają po sobie wspomnienia.
W moim życiu również nadszedł czas na piękne chwile, te niegdyś wyimaginowane we własnej dziecięcej jeszcze wyobraźni. Spotkałem kobietę (wówczas dziewczynę), z która chciałem spędzić resztę życia. Z dnia na dzień przekonywałem się tylko o tym coraz bardziej, a po pięciu latach postanowiliśmy się pobrać.
I nadszedł ten dzień. Dzień mojego ślubu. Dzień, który wyobrażałem sobie tysiące razy. Ciężko opisać to słowami. Ogromne poczucie bliskości i miłości tej drugiej osoby, tak naprawdę pierwszy raz tak bardzo upublicznione, dawało uczucie wewnętrznej euforii. Nigdy wcześniej nie czułem się tak dobrze, obsadzony w jednej z dwóch, pierwszoplanowych ról. Spełniło się moje marzenie, a ja myślałem  ze nic lepszego się w życiu nie może przytrafić. Przez trzy lata małżeństwa zdążyliśmy pomieszkać razem zarówno w Polsce, jak i w Niemczech, a na końcu w UK. Były upadki i wzloty, łatwiejsze i trudniejsze chwile w tym czasie. Zaczęło ubywać tematów do rozmów, przybyło monotonii. Zmiana czegoś w naszym życiu mogła okazać się tylko zbawienna. W lutym 2010 r. wszystko się odmieniło. Pamiętam ten dzień jak dzisiaj. Ewelina (moja zona)  wołając mnie już ze schodów  zbiegła do "livingu" pospiesznym tempem trzymając w reku test ciążowy  Widniało na nim 3+ co znaczyło, ze wynik jest pozytywny. I tak naprawdę to ostatni moment, w którym bylem sobą. Wziąłem ten test do reki i ze łzami w oczach patrzyłem i już wiedziałem, ze to jest dzień  kiedy spełnia się moje kolejne z największych marzeń. Nie mogąc pohamować łez, wyszedłem przed dom, odpaliłem papierosa i z niemożliwym do powstrzymania uśmiechem na twarzy roniłem łzy jak male dziecko. Czułem się jak w amoku, a chwila ta stała się jednym z najpiękniejszych wspomnień. Cały okres ciąży okazał się jakiś magiczny, a ja z każdym dniem przeżywałem aktualna sytuacje, starając się przygotować do myśli o ojcostwie. Widok bijącego serduszka na monitorze od razu napełniał mnie uczuciem do tej malej istotki, której jeszcze na żywo, tak naprawdę nie widziałem.
Nadszedł październik - miesiąc gdy moja córka miała przyjść na świat.
Pamiętam ta noc, spędzona przy łóżko na porodówce  Twardy, skórzany fotel ciskał w plecy, na szczęście po kilku godzinach jedna z pielęgniarek zlitowała się i pokazała mi jak go rozłożyć  Przed wejściem bocznym do szpitala, nad ranem zaczęło brakować miejsca w popielniczce. Nerwy zjadały mnie z każda minutą, która wydawała się być wiecznością. W końcu poproszono mnie o założenie fartucha lekarskiego oraz czepka i udanie się na sale, gdzie miał się odbyć poród. To było coś niesamowitego. Czułem się jak widz dobrego filmu. Filmu, który był bardziej realny niż rzeczywistość. Pełno lekarzy, pielęgniarek, przyrządów chirurgicznych i mocnych świateł. I My. Wszystko było inne, moje życie istniało tylko tam i wtedy, nie było żadnej otoczki na zewnątrz, nie było czasu, a wszystko inne się nie liczyło. I dostałem córkę na ręce. Była jeszcze brudna i mokra, wystraszona trzęsła się jak galareta, wydając z siebie pierwsze dźwięki  Pocałowałem ja w policzek, a łzy płynęły po moich policzkach spadając na jej twarz. Nie wiedziałem kim powinienem się zająć pierwsze - z jednej strony niemowlę na rekach, z drugiej, wyczerpana po porodzie żona. To właśnie wtedy zrozumiałem ze "My" to już nie dwa, a trzy. Zrozumiałem  ze teraz mnie musi starczyć dla dwojga, co wiązało się oczywiście z kolejnymi wyrzeczeniami i znacznie cięższa i bardziej wyczerpującą praca, jednak sam fakt tego wydarzenia napełniał mnie chęcią do życia i wiara, ze teraz już mam wszystko i mogę wszystko.
Od tego czasu mija już trzeci rok, a ja tak dobrze czuje się, będąc dumnym mężem i ojcem.
Teraz kolej na realizacje następnych marzeń, aby tych pięknych wspomnień było tylko więcej i więcej, bo jak kiedyś śpiewał ś.p Rysiek Riedl z Dżemu - "W życiu piękne są tylko chwile..."

Miłego dnia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz