czwartek, 20 lutego 2014

Polska demokracja, czyli demokracja pozorowana

Przyjęło się mówić o polskiej demokracji, wszakże już 24 lata minęły od "zmiany ustroju".
Podstawą demokracji są, jak wszystkim wiadomo wolne wybory demokratyczne, czyli takie, gdzie wygrywa ten, który głosów dostanie najwięcej /tak można rzecz najłatwiej ująć/. W ostatnim czasie zauważyłem jednak, że nie do końca jest to zgodne z prawdą, a my, jako społeczeństwo, jesteśmy oszukiwani zarówno przez władzę jak i w dużym stopniu przez media. Nie wiem czy pamiętacie, jak ostatnio został zorganizowany plebiscyt na polityka roku. Wygrał go oczywiście nasz "świetny" prezydent Bronisław Komorowski z 17% głosów /na kolejnych miejscach: Jarosław Kaczyński (5%) i Donald Tusk (3%). Wygrał Komorowski, ale czy można mówić o polityku roku, wybranym przez 17% społeczeństwa? Oczywiście, że nie! Najlepszym tego dowodem jest fakt, iż 63 procent polaków nie potrafiło wskazać kandydata, z czego niemal 40% uznało, że ten tytuł nie należy się żadnemu z polityków. Tak właśnie wygląda polityk roku Bronisław Komorowski, wybrany większością głosów tj.17% i to chyba wystarczy za podsumowanie.
Kolejna sprawa, z którą ostatnio mogliśmy się zetknąć to próba odwołania prezydent Warszawy - Hanny Gronkiewicz Waltz.
Ciężko mi się tutaj odwoływać do pracy pani prezydent i do atmosfery panującej w Warszawie, w tym czasie, bo i w Warszawie nie bywam i nie mieszkam, ale nie to jest istotne. Nie istotnym stało się to, czy odwołanie będzie miało jakikolwiek sens, czy nie. A wszystko za sprawą PO, która w sposób perfidny, wyrachowany i całkowicie publiczny nawoływała do bierności w referendum.
W referendum w sprawie odwołania wystarczająca byłaby frekwencja na poziomie 27%. W sondażach wykazywano 36% warszawiaków gotowych pójść do urny, z czego aż 60% wyrażało swoje poparcie dla odwołania HGW ze stanowiska prezydenta. Donald Tusk wyczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo, postanowił nawoływać do bojkotu referendum, sugerując, że lepiej w tym czasie będzie iść na grzybobranie. Bojkot przyniósł skutki i zagłosować poszło 26% uprawnionych, co znaczy, że zabrakło 1% głosów, więc referendum uznano za nieważne. Tak to wyglądało. Teraz czas na kilka pytań:
1.Czy 26% frekwencji znaczy o demokratycznym Państwie/społeczeństwie?
2. Czy nawoływanie przez premiera do bojkotu jednej z zasad demokracji, świadczy o demokratycznym Państwie?
3.Czy w przypadku osiągnięcia wymaganego progu frekwencji i odwołania HGW mimo bojkotu, zwolenników PO można by było nazwać wygranymi demokratami?

Odpowiedź na te trzy pytanie brzmi NIE.
Referendum warszawskie pokazało nam czarno na białym, że my, polacy nie jesteśmy demokratycznym Państwem. Nie jesteśmy zainteresowani losami naszego kraju, a władzę oddajemy ludziom bez pojęcia, tylko dlatego, że nam samym nie chce się nic, tak naprawdę.
W Warszawie zwolennicy PO mimo wygranej, tak naprawdę przegrali. Przegrali z systemem, oddając apartczykom władzę po raz kolejny, przegrali z demokracją, prezentując całkowicie odmienne zachowanie.
Mam nadzieję, że to wystarczające dowody na to, że demokracja w naszym kraju /i nie tylko/ zawodzi. Zawodzą ludzie, dający się manipulować politykom i mediom, zawodzą politycy, myśląc tylko o własnych kieszeniach.
Czy jest jakieś wyjście z tej studni bez dna? Czy jesteśmy w stanie zjednoczyć się razem, narodowcy i lieberałowie, zwolennicy PO, PiS i wszytkich innych partii, aby stanąć razem, ramie w ramie i nie dać po raz kolejny wyrolować komunistycznemu aparatowi władzy w demokratycznym stroju?
Wybory parlamentarne już za rok, a ja mam nadzieję, że przynajmniej w małym stopniu ludzie zaczną się w końcu interesować swoim krajem i przestaną pozwalać sobą manewrować, gdzie teraz, w przeciwieństwie do tego co napisałem, widnieje jedynie masa głupich komentarzy, gdzie krytykuje się wszystkich i za wszystko, jednocześnie samemu nie idąc nawet do urny, by oddać swój głos i zmienić los.

środa, 22 stycznia 2014

Gender - cała prawda o...

Jak już wszystkim w Polsce wiadomo, temat ideologii gender nie schodzi z ust posłów i posłanek, a w rządzie atmosfera pogarsza się z każdym dniem. W sejmie utworzyły się dwa obozy - jeden skupiający tych "ZA", drugi "PRZECIW".
Nikt nie zamierza ustąpić, nikt nie zamierza dzielić zdania na pół, choć w moim przekonaniu powinni, ale o tym za chwile.
Na samym początku musimy przyjąć prawdę "prawdziwą" czyli fakt, że gender jest nauką, a nie ideologią, jak twierdzą zagorzali prawicowcy (i nie tylko).
Zwolennicy nauki gender na każdym kroku zapewniają, że podstawą nauki nie jest, jak myśli większość prawicy, płeć biologiczna, a płeć kulturowa. Co to znaczy? Mianowicie chodzi o to, iż naukowcy doszli do wniosku (na podstawie wieloletnich badań), że poza płcią biologiczną (chlopak/dziewczyna) istnieje również podział na płeć kulturową, przez co np. kobiety, wg. stereotypów zajmują się domem, a meżczyźni pracą, czy np. kobiety są szwaczkami, a meżczyźni górnikami. Wprowadzenie nauki gender, ma tłumaczyć już najmłodszym dzieciom (0-4 lat), że takie stereotypy są nieprawidłowe. Nie zgadzacie się? To zwróćcie proszę uwagę, że nie wszystkie kobiety ważą 40kg i mają 150cm wzrostu. Są również kobiety o męskich cechach - wysokie, silne - one moga chcieć do pracy, do kopalni, służyć w wojsku czy naprawiać auta w warsztacie. To samo dotyczy się mężczyzn, którzy coraz częściej prowadzą dom, są fryzjerami, stylistami itp. Wszystko zależy od zainteresowania, nie od płci i w moim przekonaniu jest to jak najbardziej słuszna droga.
Poniżej wrzucam matrycę, opracowaną przez WHO (Światową Organizację Zdrowia) oraz niemieckie Federalne Biuro ds. Edukacji w Kolonii, wykazującą "Standardy Edukacji Seksualnej":


Dla leniwych wrzucam dodatkowo kilka screen'ów, z powyższej matrycy, które uważam za najciekawsze:


Na wyżej przedstawionych tabelach, widzimy jakie wg.WHO informacje, umiejętności i podstawy powinny posiadać dzieci kolejno 0-4 lat oraz 4-6 lat.
Wszystko wydaje sie ok, nawet po przeczytaniu kilka razy. Najbardziej mój wzrok jednak przyciągnał punkt: "radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbacja w okresie wczesnego dzieciństwa". Niby nic specjalnego, tym bardziej, że wbrew temu co sugerują media prawicowe, zapis ten znajduje się w kolumnie "informacje", a nie "umiejetnosci", ale to, co zobaczylem w klipie z belgijskiego teleranka przeszlo moje najśmielsze oczekiwania. 
Oto ten klip:


 Jak widać, nie jest to bajka, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Czytając tabelkę, miałem świadomość, że nauka o masturbacji będzie wcialana w życie, jednak nie sądziłem, że można wziąć to, aż tak dosłownie jak zrobiono to w Belgii. Czułem się nieco zniesmaczony, jednak nie chcąc dać się powalić samemu sobie, postanowiłem pokazać tą "bajkę" dwójce dzieci: dziewczynce - lat 11 oraz chłopakowi - lat 5. I nie rozczarowałem się, nie zdziwiłem się. Reakcja mogła być tylko jedna i była - "BLE" - to wszystko co mogłem uslyszeć.
Z mojego punktu widzenia jest to nie do przyjęcia. I nie piszę tu o masturbacji, jako czymś złym, ale o sposobie przekazywania wiedzy tak małym dzieciom. 
Ktoś może zapytać: 
-ale co w tym złego? 
Ano to, że wyciągając spod dywanu tak delikatny temat tabu i stawiając go na stole, przed przedszkolakami pozbawiamy ich czegoś, co jest nazywane WSTYDEM! A jeżeli dziecko bedzie pozbawione wstydu, to kim bedzie w przyszłości? Jak będzie kształtowała się jego psychika? Jaka wtedy będzie wizja domu, rodziny. Jakie znaczenie bedzie miało słowo "Intymność"?

Jak widac nie wszystko jest tak proste, jakby wydawać się mogło, dlatego też nie trzymam ani jednej, ani drugiej strony.
Bardzo mądrze wypowiada sie na temat gender prof.Hartman z TR, który promuje zmiany jedynie na tle plci kulturowej, choć z tego, co zrozumiałem, nie ma on pojęcia o podejmowanych krokach w stosunku do edukacji szkolnej najmłodszych w innych krajach EU. Drugą stronę barykady otwiera SP z panią Beatą Kempą na czele. Pani poseł powołała zespół parlamentarny do zwalczania ideologii gender, jednak nie dość, że nic z tego nie wynikło, to nie sądzę, by pani Kempa była w stanie zmienić cokolwiek, bo do tego potrzeba przynajmniej odpowiedniej wiedzy, siły przebicia i co najważniejsze otwartości na pozostałe aspekty gender, a w zespole pani poseł wszystko jest stronnicze i z góry przesądzone (należy dodać, że w zespole tym poza panią Beatą, jest 14-tu innych członków - tylko mężczyzn - co uwidacznia, po co nam ten gender)
Taka sama sytuacja niedawno miała miejsce z ustawą o związkach partnerskich. Ci co są przeciw nie rozumieją tej ustawy, choć przez jeden z punktów, który mówi o możliwości adopcji dzieci przez pary homoseksualne, skazują tą ustawę na niepowodzenie.
Mentalność ludzi w Polsce jest dziwna, powiedziałbym bardziej prorosyjska niż proeuropejska, dlatego zamiast badać i wykorzystywać tą wiedzę w odpowiedni sposób, oczerniamy wszystko powierzchownie, nie sprawdzając nawet poprawności zaczerpniętej informacji.
Taki już z nas naród, że wszystko wiemy najlepiej, a specjaliści nas oszukuja, skoro nie podzielają naszego zdania. 
Śmieszne? Eh, ale jakie prawdziwe. 
Wystarczy zaglądać na komentarze, pod artykułami na temat gender, żeby się przekonać o mojej racji - pełno kłamstw, chamstwa i ksenofobii.

Na zakończenie chciałbym dodać jedynie, że nie bronie, ani nie oskarżam nikogo, ale może usłyszy ktoś moje wołanie: Ludzie, opamiętajcie się! Czyńmy dla naszych dzieci, jak sami kiedyś chieliśmy być traktowani. Nauczajmy nasze dzieci tego, co jest niezbędne aby funkcjonować jako człowiek, ale nie niszczmy im dzieciństwa, nie zabierajmy im tego, czego być może sami nie mieliśmy.
Zamiast uczyc masturbacji, może lepiej byłoby zaczac od nauki o miłości? 
Bo w koncu to nie seks, a milosc zbliża ludzi do siebie!!!
Nie dajmy sie zwariowac!!!